czwartek, 11 lutego 2016

Bedom jajca !!!! - Pasta z jajek po mojemu.

   Kiedyś dawno, dawno temu chodziłam do szkoły. Na serio chodziłam i to do tego z internatem. Był czas przemian i okrągłego stołu, czyli nie za wiele w sklepach, więc kuchnia internacka błyskała jak mogła genialnymi pomysłami na dania. Jak wiadomo z zasady  kuchnia zbiorowa jest hm.... delikatnie mówiąc do bani i ta też była. Z wyjątkiem pasty z jajek. No poezja. Latami za mną chodziła. Jak podrosłam wiekowo i doświadczeniem w kuchni odtworzyłam ten smak  i wiecie co ? Dalej mi smakuje jak kiedyś. Mało tego smakuje innym. W związku z tym, że po przeszukaniu internetu nie znalazłam tak robionej pasty, a jedynie jakieś amerykańskie wynalazki z majonezem postanowiłam się podzielić przepisem z zainteresowanymi :)


   Pasta z jajek.






  2    jajka na twardo
1/2   małej cebulki
  1    łyżeczka masła lub margaryny
1/3   łyżeczki koncentratu pomidorowego
1/2   łyżeczki musztardy
        sól
        pieprz jeśli ktoś lubi ostrzejsze



     Jajka trzeba rozgnieść na drobno widelcem.





 Jeśli pasta Wam posmakuje i będziecie robili jej większą ilość to polecam tłuczek do kartofli, taki z dziurami. Trzeba widelcem, żeby miazga nie wyszła. Cebulkę kroimy na drobniusieńką kosteczkę.





 Teraz wrzucamy ; masło,



musztardę,





 koncentrat pomidorowy i pokrojoną cebulkę.




Mieszamy wszystko łyżką i delikatnie solimy. Jeszcze raz mieszamy.




Powinna wyjść w miarę spójna masa. Sprawdzamy smak i ..... pyszne wyszło , ale.... troszkę mało soli. Teraz trzeba delikatnie, bo sól to grudki, które lubią się rozpuścić po czasie :) Daję głowę, że wyszło pyszne. Jeżeli nie chcecie cebulki lub robicie pastę na imprezkę, to dodajcie drobno posiekany szczypiorek. Smak ten sam, ale efekt wizualny o niebo lepszy :)

niedziela, 7 lutego 2016

Cynamonowa rozkosz ,czyli cud ,miód dla leniwych.

    No kto nie kocha cudownego zapachu cynamonu w chłodny dzień ? No, proszę .... ręka w górę. No normalnie las rąk widzę :) No z wyjątkiem Pani, Pani E. Kupiłam kiedyś w Macro placek z torebki. Ze mnie taki ciastkarz jak z Pudziana baletnica. Kupiłam, bo możne mi kiedyś d.... uratuje jak goście przybędą niezapowiedziani. Nie przybyli, ale Marek był na słodyczowym głodzie, więc zrobiłam. Normalnie cudo smakowe wyszło. Cug galopkiem poleciała do Macro, a tam co ? Jajco, że tak powiem. Było tylko jedno opakowanie !!!! Kupiłam, upiekłam i pożarłam. Koniec pieśni  na jakiś rok. Chodziło za mną,bo nie dość, że proste to jeszcze prawie tak dobre jak szarlotka. Zimą się złamałam i przeszukałam pół światowego internetu. Sprawdziłam naście  przepisów,  naście przepisów przeklęłam w żywe kamienie i został mi jeden. Ów jeden zamieszczam, abyście i Wy maluczcy mieli frajdę w zimny dzień. Ale mi po staropolsku prawie wyszło :)




Cynamonowiec.


    4  jajka
    1  szklanka cukru
3/4  szklanki oleju
   2  szklanki mąki
   1  cukier waniliowy
   1  łyżka  cynamonu
   1  czubata łyżka kakao
   1  łyżeczka sody
   1  łyżeczka proszku do pieczenia
1/2  szklanki orzechów włoskich - niekonieczne ,ale wskazane
   3 duże jabłka


       Koniec lenienia. Do garów kobiety !!! i faceci.... czasami do garów? Jabłuszka trzeba obrać i rach ciach pokroić w kostkę sporą.




Teraz po kolei do miski wrzucamy jajka.




Następnie cukier, olej





,a potem resztę sypkich składników




 i miksujemy .




Kakao i cynamon to także składniki sypkie.






Jak w misce jest pachnąca i aromatyczna masa to wrzucamy do niej jabłka




, jeśli mamy to również orzechy.




Jabłka mieszamy delikatnie żeby paćka nie wyszła i wywalamy wszystko na blaszkę. Ja wykładam papierem, bo mi się jej potem szorować nie chce . Jeśli nie macie papieru, to posmarujcie ją czymś tłustym, no.... nie kremem do rąk, tylko masłem lub olejem i wysypcie dokładnie bułką tartą. Teraz wkładamy do piekarnika na 50 minut  i 180 stopni C, a jak się upiecze to można jeść. Nawet na gorąco. Jeśli coś Wam zostało, to na drugi dzień posypcie po wierzchu cukrem pudrem i będzie dodatkowo śliczne. Smacznego !!!




poniedziałek, 1 lutego 2016

Kapuśniaczki - ciepła kolacja w zimny dzień.

   Będzie znowu coś dla leniwych. Robiłam ostatnio pierogi z kapustą i grzybami. Zapał mi się skończył po zrobieniu około 70 sztuk. Został farsz.... Wyrzucić szkoda, prawda? Za boga chińskiego nie stanę znowu do pierogów, więc trzeba to w coś jadalnego zamienić. Najprostsze są kapuśniaczki. Szybki skok do sklepu po ciasto francuskie, może być półfrancuskie i robimy szamanko jak marzenie:)   Do tego tylko barszczyk czerwony i wszyscy szczęśliwi, prawda? :)




     Kapuśniaczki.




     Resztki farszu kapuściano- grzybowego
1   paczka ciasta francuskiego
1   jajko
     kminek w ziarnach ( bez ograniczeń)



     Jak zrobić farsz podałam przy okazji robienia pierogów. Jeśli nie wiecie, to podam w skrócie telegraficznym. Płuczemy kapustę kiszoną, kroimy kapustę, w międzyczasie moczymy grzyby, a następnie je mielimy. Wrzucamy do garnka kapustę z grzybami, podlewamy wodą w której moczyły się grzyby i dodajemy rumianą cebulkę. Teraz dusimy toto do bólu i na koniec doprawiamy solą, pieprzem i maggi. Jak macie inny sposób to proszę bardzo :) Skrót był. Teraz będziemy robić kapuśniaczki . W zasadzie to ciasto nie musi być francuskie. Może być drożdżowe lub półfrancuskie. Ja po prostu takie miałam. Ciasto kroimy na pół jak na fotce i nakładamy farsz.




Teraz zawijamy





 i .... mamy rurki nadziane farszem. Smarujemy je rozbełtanym jajkiem




 i posypujemy kminkiem. Jak nie lubicie to zawsze możecie posypać np. solą morską , himalajską



 
lub jakimiś ziołami albo niczym i też będzie dobrze :)

 Wrzucamy do piekarnika




 i po 20-30 minutach mamy kapuśniaczki jak malowanie :)




No po prostu jak sklepowe wyszły. Cudeńka prawda? Trzymam kciuki żeby Wam też takie wyszły :)