niedziela, 15 listopada 2015

Słońce na talerzu - curry.( gości ciąg dalszy)

    Pogoda paskudna. Słońca nie ma nawet przez minutkę , wiec trzeba je samemu wyczarować :) Bardziej słonecznego dania niż curry nie znam, więc postanowiłam je zrobić na pociechę dla moich gości w ostatni dzień ich pobytu. Przepisu nigdzie nie znajdziecie, bo to moje prywatne curry. Kuba kiedyś zarządził na obiad curry, żebym się od niego odczepiła z notorycznym pytaniem - co jutro na obiad. W  knajpie indyjskiej nigdy nie byłam, a co dopiero w Indiach i mam zrobić curry ? No proszę Cię... Bardzo śmieszne. Siadłam ciemną nocką na kompa i odpaliłam tonę stron z hinduskimi przepisami nie pomijając tych z reklamą restauracji i tych, które w Indiach naprawdę się znajdują. Wiecie co się dowiedziałam ??? !!! To ichniejsze curry, to coś jak nasz bigos !!!! W każdym domu się to je i każdy inaczej je robi !!! Jedyne czym naprawdę się różni jedno od drugiego, oczywiście dla Hindusów to kolor, a kolor oznacza poziom ostrości. Kolory są 3 - zielony , żółty i czerwony. Dodawać można wszystko co jest zielonego w domu i to czego nie ma też. Do tego mięso lub ryby albo po prostu nic i mleczko kokosowe. Koniec tajemnic o curry. Wpieniłam wszystkich Hindusów w Polsce ? I dobrze. Nie ma tajemnic w kuchni :)))  Lecimy do garów!!!



    Curry (mój hinduski "bigos")





  1   pierś z kurczaka
  1   mała cebulka
  1   ząbek czosnku
  1/2  paczki  mieszanki chińskiej
  1/2  puszki ananasa
  1   łyżeczka kurkumy
  2   łyżeczki  przyprawy curry
  1   śmietana lub mleczko kokosowe
  2-4 łyżek oleju
       chili ( jak ktoś ostre lubi )
       sól



      Cebulkę kroimy w kostkę





i wrzucamy na rozgrzany olej do garnka , po chwilce wrzucamy pokrojony w kostkę czosnek i czekamy 3 minutki , aż się przesmaży. Wiem oleju jest dużo ,ale się przyda. Teraz zmniejszamy płomień na malutki i wsypujemy curry, kurkumę i odrobinę !!! chili jak lubicie ostrzejsze.




 Jeżeli stwierdzicie ,że na wasze oko ziół jest za mało lub lubicie bardzo mocny aromat, to bez krępacji proszę... sypcie zioła do woli. Tylko na zdrowie Wam to wyjdzie. Mieszamy szybko i czekamy ,aż się zioła przesmażą i zaczną cudnie pachnieć. Normalnie Indyjski bazar w kuchni prawda? Teoretycznie to cebulę i czosnek powinno się dawać później ,ale dzięki nim  zioła się nie przypalą w 3 sekundy ,a za to powstanie aromatyczna pasta. Teraz wrzucamy mieszankę




 i podlewamy syropem z ananasa, tak tym z puszki i wiem, że jest słodki. Następnie wrzucamy pokrojone kawałki ananasa.




Jak warzywa zmiękną to mieszamy je delikatnie, ale też dokładnie z pastą i  wrzucamy mięsko.




Jak za mało wody to znowu luuuu.... soczkiem z ananasa. Teraz na pewno jest dobre. Czekamy chwilkę ,żeby mięsko się ugotowało i na koniec dodajemy śmietanę lub mleczko i solimy.





Gotowe. Jeśli ktoś nie jest doinformowany, to informuje, że w kuchni hinduskiej króluje ryż jako dodatek  główny do dań.


P.S. Pragnę pochwalić się wszystkim Paniom z maluchami, że to curry było jednym z pierwszych dań jakie zjadł w swoim życiu Julek. Nie miał wtedy roku. Z obliczeń wewnątrz mózgowych wyszło mi, że nie ma tam nic, co może dziecku w tym wieku zaszkodzić i skoro hinduskie dzieci wtranżalają to prawie od urodzenia, to mojemu też nic się nie stanie i o dziwo nie stało :)
   



   



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz