Przepis jest prawie albo całkowicie oryginalny ! Zdobyty, nie siłą, od przemiłego chińskiego staruszka na ul. Bakalarskiej dzięki mocy uśmiechu i dobrego słowa. Zrobiłam tak jak mi tłumaczył w językach chińskim i migowym, czyli przepis powinien być prawdziwy. Sklep polecam ,bo oprócz przepisów dostaniecie tam naprawdę tanio składniki do kuchni orientalnych.Sorki ,ale nie kupię papieru ryżowego tao tao 10 sztuk za 12 zł skoro wiem ,że na Bakalarskiej lub Marywilskiej dostanę za 8 -10 zł pół kilograma takowego papieru. No, aż taka kretynka to ja nie jestem, żeby mnie byle burak skubał. Jak skubać to my, a nie nas. No to zaczynamy....
1/2 kg mielonego mięsa (chudego z byle jakiej zwierzyny)
1 łyżka oleju zwykłego
2-3 łyżki oleju sezamowego
2-3 duże marchewki
1 cebula
1 ząbek czosnku
3 cm imbiru
1 kapusta pekińska - średnia
1 pęczek szczypiorku
1 łyżka sosu rybnego
1 łyżka sosu ostrygowego
sos sojowy jasny, zamiast soli
1 garść kiełków fasoli mung - niekoniecznie
1/2 paczki makaronu typu vermicelli - ugotowanego
Cebulkę standardowo w kostkę
i na olej do zeszklenie , potem czosnek na chwileczkę i zaczynamy zabawę. Wrzucamy mięsko , mieszamy je z cebulką,
wrzucamy pokrojony w cieniutkie paseczki imbir
i podlewamy sosami....(rybnym, ostrygowym, sojowym) ale potwornie śmierdzi co ? He... he... Luzik ...zaraz wyparuje i tylko świetny smak zostanie. Jak mięsko trochę się podsmaży to wrzucamy utartą na dużych oczkach marchewkę
i mieszamy dokładnie. Jak zmięknie to wrzucamy szczypiorek , żeby było smacznie i kolorowo. Ja dziś wrzuciłam pora jako produkt zastępczy ,ale nie wyszło ,bo kolor stracił , Czytaj- zapomniała stara skleroza kupić szczypior. Makaron kroimy na małe kawałki
i wrzucamy do mięska. Doprawiamy sosem sojowym i sprawdzamy. Brrrr..... Nie no spokojnie już na 1000 % jest jadalne i nie pozostało tam nic z tego początkowego smrodu. Cwana jestem co ? Nie no to nie tak ... sama zawsze mam opory i za każdym razem okazuje się ,że nie potrzebnie .Tak po prostu. Teraz odstawiamy żeby nadzienie wystygło , a jak to zrobi to dodajemy pokrojoną kapustę pekińską
i jak kto chce to kiełki. Kiedyś je dawałam ,ale po usmażeniu nie są ani smaczne ,ani ładne ,wiec przestałam je dawać . Teraz składamy.... ja mam na to etatowy garnek , Wy musicie też coś znaleźć, może miskę... Nalewamy ciepłą wodę ( od zimnej palce grabieją).
![]() |
| Tak wyglądają tanie i duże paczki papieru ryżowego |
Ja zawijam na dużej desce drewnianej i na trochę mniejszą zwinięte sajgonki odkładam. Sprawdzałam na innych podkładkach ,ale na desce jest najlepiej ,bo placek mięknie, a nie leży w wodzie ,bo drewno nadmiar wody częściowo wchłania ,ale nie na tyle żeby sajgonki wyschły na wiór. Zawsze są lekko wilgotne, czyli takie jak trzeba. Dobra.... teraz wkładam placek w wodę i myk go na deskę . Wygładzam rękami i w ten sposób nadmiar wody sam się odprowadza na bok i sprawdzam czy nie za bardzo hm.... sflaczało ??? No ,bo nie zmiękło. To chyba dobre określenie. Jak jest dobre to nakładam 1 czubatą łyżkę farszu i zawijam.
Rach .....
ciach....
ciach i gotowe.
Tam gdzie nie ma farszu musi być troszkę węziej, bo przy zwijaniu w rulonik ciasto samo się na boki rozchodzi i potem się majta. Teraz zwijamy w rulonik. Wbrew temu co czujecie ciasto nie jest bardzo delikatne i da się dość ciasno zwinąć . Więc zwijajcie mocniej ... nie udawać ,że się nie da. Farszu ma być łyżka , bo to sajgonki nie krokiety. Zwinięte odkładamy na inną deskę.... jeden obok drugiego ,ale tak żeby się nie dotykały i łączeniem do spodu to się sklei . A teraz powtórka i znowu ,aż do końca ,czyli jakieś .... 60 sztuk .Jak zrobicie około 30 to możecie zacząć smażyć te które zrobiliście na początku. Przeschły, zlepiły się ,ale dzięki desce nie przylepiły się do spodu i nie wyschły na wiór. Smażenie jak to smażenie. Oleju trzeba sporo , żeby były w połowie zanurzone.
Olej nie może być za gorący ,bo będą pękać , czyli rozgrzewamy olej ,a potem zmniejszamy na średni ogień. Jak wrzucicie to obracajcie dość często.
Mają się pięknie zrumienić.
Smażcie po max 4 sztuki ,bo lubią się w czasie smażenia przytulać do siebie i ciężko je rozlepić. Ja prywatnie podaję je z sosem słodko - kwaśnym z butelki ( Pan mi dał), ale to kwestia gustu i każdy je jak lubi. Uwaga !!!! Bardzo długą są masakrycznie gorące w środku ,więc do jedzenia wybierajcie te, które smażyły się jako pierwsze. U nas w domu schowane w lodówce przed Zuzą wytrzymują 2 dni, więc można je zrobić przed imprezą, a potem tylko usmażyć.
Bożesz.... to blogowanie to ciężki kawałek chleba. Gdyby nie to, że robię to z wielkiej przyjaźni dla znajomych oraz dla przyszłych pokoleń i przyjemności dobrego jedzenia to... w życiu bym się na to nie pisała. Kolorowych Moi Mili :)
















23 year old Geologist II Aarika Aldred, hailing from Smith-Ennismore-Lakefield enjoys watching movies like Vehicle 19 and Lapidary. Took a trip to Hoi An Ancient Town and drives a Ferrari 412S. link strony
OdpowiedzUsuń