sobota, 31 października 2015

Ukradzione z .....

    Kto nie lubi  KFyCa ręka w górę !!!!  Każdy lubi KFyCa   jeśli go jadł ,a jak go nie jadł, to o nim marzy zawsze kiedy go widzi. Chrupiący  z wierzchu, lekko ostry i soczysto - słodki w środku. Zanurzony w keczupie lub sosie czosnkowo- majonezowym . Poezja smaku i aromatu. Ślinka poleciała ? Koszulka zapluta ? U mnie nie, bo dziś stripsy jadłam. Wprawdzie do Łomianek nie dowożą, bo niby za daleko ... nie wiem jak za daleko skoro to tylko przez most, ale twierdzą ,że a daleko .... paranoja.... Mało ,że dowieść nie chcą to jeszcze jak przyjdzie co do czego, to za 50 zł ledwo człowiek polizał . Tylko smaka sobie można narobić  i problemu, bo jak dzieciaki się zaszczepią to potem piszczą jak głupie  na każdej reklamie KFC w telewizji. Za 50 zł to ja armię stripsami nakarmię i jeszcze dla mnie zostanie. Nie to nie.... sama se zrobię.... i jak powiedziała tak zrobiła.
 


    Stripsy KFC z Dziekanowa Bajkowego.




    1   podwójny średni cycek ( dużo wyjdzie uwierzcie )
         mąka pszenna
    1   jajko
    1   łyżeczka papryki słodkiej ,ostrej lub chili
    1/2  łyżeczki soli ( albo i mniej)
        woda
        olej



     Sprawa jest prosta jak budowa cepa na łożysku więc bez paniki proszę. Mięsko kroimy na kawałki  średnio - małe jak na zdjęciu.



W miskę wrzucamy jajko... bez skorupki... trochę  wody... sól i paprykę.




 Mieszamy wszystko, żeby wyszło ciasto prawie jak na naleśniki , prawie , bo ma być trochę gęściejsze ... powiedzmy taka hm... gęsta śmietana. Wiecie... niby się leje, ale nie do końca. W talerz głęboki wsypujemy mąkę  i nastawiamy dużo oleju... naprawdę dużo ... jak na frytki.




Ja to we frytkownicy robię i ustawiam temperaturę na 180 st. C.  W garnku też się da tylko troszkę inaczej to wygląda ,czyli.... najpierw ogień na maxa , a jak pyka  to zmniejszamy na średni i działa.Teraz wrzucamy mięsko do miski i mieszamy żeby się dobrze obtoczyło i wydłubujemy po 1 kawałku. Wrzucamy do talerza z mąką o szybko obsypujemy.... nie pieścić się tylko szybko i brutalnie ,bo panierka spłynie i paluchami lepiej ,bo szybciej.




Wrzucamy ,a raczej wkładamy do oleju i czekamy aż się lekko przyrumieni... jakieś 3 do 5 minut.




Obracamy czekamy 2 minuty i wyjmujemy na talerz wyłożony papierem ,bo tłuszcz z tego ciurkiem płynie.




 No ja sobie wypraszam..... ja nie mówiłam ,że będzie dietetycznie tylko ,że będzie smacznie ,a to różnica. Żadnych kosmatych myśli.... Wrzucamy maksymalnie 4 ,bo potem trudno ogarnąć ,które już są dobre ,a które jeszcze nie . I tyla moi mili.Zrobione. Jutro będzie dietetycznie ... dziś rozpusta. Pa, pa....






 

piątek, 30 października 2015

Słowo się rzekło..... pieczarek ciąg dalszy .

    Ojjj.... kupiłam tych pieczarek , kupiłam . Pasi cosik z nich zrobić i nie sos ,bo zupa byłą to nikt sosu nie ruszy ,a do tego samego sosu, jeść się nie da, a klusek robić nie będę,bo chora jestem. Pozostaje więc opcja krokietów. Jak już kiedyś wspomniałam leniwa jestem więc  na śniadanie zrobiłam naleśniki na słodko i z tego samego ciasta naleśniki na krokiety.Soli dodałam... jaka ja mondra. Coby nikt nie marudził to naleśniki schowałam do lodówki i następnego dnia zrobiłam z nich krokiety do barszczu czerwonego z butelki. Wszyscy szczęśliwi i pieczarki się zutylizowały bez wyrzucania do kosza. Tanio, szybko i przyjemnie .... normalnie prawie jak u Adama Słodowego !!!




   Krokiety z pieczarek.
 



  pieczarki -  ile kto ma
  ser żółty  -  im więcej tym lepiej
  1 cebulka
  naleśniki ( dla Pań 2 na głowę , a dla Panów max 4 )
  sól
  pieprz
  olej
  jajko
  bułka tarta


     Cebulkę tradycyjnie kroimy w kostkę i  podsmażamy na patelni żeby się zeszkliła (ja w garnku wolę). Z powodu lenistwa i braku czasu, ucieramy na tarce o dużych oczkach pieczarki, ale jak ktoś ma czas i fantazję ułańska żeby się bawić to niech kroi na drobniutko. Proszę bardzo. Wrzucamy pieczarki do cebulki , solimy, pieprzymy i czekamy ,aż się pieczarki uduszą.




Tylko bez podtekstów proszę. Odstawiamy to coś co wyszło na bok i czekamy aż wystygnie.
Ucieramy ser na tartce i mieszamy z pieczarkową masą.  Im więcej dacie sera tym bardziej ciągutkowy farsz wyjdzie, jak na mocno wypasionej zapiekance z pieczarkami. To co powstało pakujemy na naleśnika i składamy.



 No..... nie jest to takie proste zadanie. Ja pakuję około 2 czubatych łyżek farszu, ale sami sprawdzić musicie ile , co i jak Wam pasuje. Składamy boki do środka.





Nie ... zdjęcie jest dobre... po prostu składam z jednej strony więcej bo przy zwijaniu naleśnik się rozjeżdża i nie daje rady nad nim zapanować.




Teraz na 3 części na oko ... myk... myk  i  na talerz żeby się sprasował .




 Na talerz jajko z odrobiną wody... odrobiną, nie pół szklanki




!!! Rozbełtać to trzeba . Na drugi talerz bułka tarta. Na patelnie olej , trochę więcej niż mniej , bo krokiety są grube i średnio mały ogień. Teraz obtaczamy naokoło i z każdej strony krokieta w jajku potem w bułce i buch na patelnię.




 Czekamy.... czekamy i jeszcze trochę , aż się ładnie przyrumieni




 i przewracamy na drugą stronę. Prywatnie nie polecam szybkiego ( na dużym ogniu) smażenia ,bo panierka się spali ,a ser nie rozpuści i kicha będzie. Jakby Wam zostało parę sztuk to zawsze możecie odgrzać w mikrofalówce  albo na patelni na malusieńkim ogniu o ile nie przyjaraliście wcześniej panierki. Trzymam kciuki i smacznego !



czwartek, 29 października 2015

Choróbsko i pieczarkowa promocja.

  Promocja byłą !!!! Na pieczarki !!!!
         Pamiętacie zupę grzybową babci? Może być prababci i pieczarkowa, byle była z grzybów i dziecięcych lat. Ja nie pamiętam. U mnie w rodzinie nikt nie potrafił zrobić naprawdę dobrej zupy grzybowej. Niby wszyscy grzybiarze ,a tej umiejętności nikt z nich nie posiadł ,ale .... wiem jak taka zupa smakuje. Byłam kiedyś na wsi u babci Wandzi . Nie moja babcia po prawdzie ,ale była to tak cudowna i ciepła osoba ,że mówiliśmy wszyscy swoi i obcy , do niej babciu ,a ona się przed tym nie broniła, tylko znajdowała dla nas ciepły uśmiech z głębi serca. U niej pierwszy raz w życiu zjadłam wspaniałe naleśniki i zupę grzybową. Taką prawdziwą gęstą  i prawie zawiesistą jak sos z kluchami swojskiej roboty. Po prostu marzenie i wspomnienie prawdziwej wsi i prawdziwej babci w fartuszku z falbanką i kieszeniami, a na dokładkę talerz parującej i pachnącej lasem grzybowej. Koniec marzeń czas na robotę .



    Zupa pieczarkowa- grzybowa.

Niestety, zdjęcie gotowej zupy się "zjadło" 


          grzyby -  im więcej, tym lepiej
    1    cebulka  mała
    1    łyżka masła  lub  oleju
    1    łyżka  mąki
    1    śmietana
    1    łyżka natki pietruszki
          sól
          pieprz
          czosnek granulowany - obowiązkowo !!!
          kluski ugotowane - polecam łazanki


      Kroimy w kostkę cebulkę i szklimy,




a następnie dorzucamy pokrojone grzyby.




Pieczarki kroję z zasady w pół plasterki ,a prawdziwe w coś, co ćwiartki przypomina. Większe żeby czuć było, że to grzyb prawdziwy. Przesmażamy to porządnie i posypujemy mąką.




Znowu smażymy i wlewamy .....  jak chcecie dobry sos, to samą śmietanę ,a jeśli zupę to około szklanki wody. Tak da się w ten sposób zrobić pyszny sos grzybowy. Powstałą breję przelewamy do garnka i zabieramy się za doprawianie  i  śmietanę. Powinna Wam wyjść już zupka ,ale bez smaku.




 Bierzemy się za smak ,czyli sypiemy sól , pieprz i obowiązkowo troszkę czosnku.


Czosnek 

Zamieszać .... zagotować .... wrzucić natkę i zgasić żeby się już nie gotowało.




 Zupka gotowa , tylko kluski trzeba wrzucić. Do stołu podano !!!
  P.S. W związku z tym, iż ostatnio haniebnie zaniedbałam się w pisaniu bloga, za co na kolanach przepraszam , obiecuję poprawę i NAPRAWDĘ postaram się wrzucać przynajmniej 1 przepis. No naprawdę się postaram. Na przeprosiny w sobotę  lub niedzielę zapodam przepis na sajgonki. Całuski.

poniedziałek, 19 października 2015

Pierniczenie i czy da się zrobić zupę w 20 minut ?

    Pierniczenie ,bo nadszedł czas wypieku pierników i nie mam czasu na nic więcej . Znaczy niby mam ,ale jak zrobię 100 z hakiem to jakoś nie mam siły, ani ochoty na jakieś wygibasy w kuchni. Dzięki dobremu sercu  Zuzii nie musiałam dziś robić 2 dania ,ponieważ ta dobra kobita poratowała mnie i rodzinę szamaniem w postaci pysznych krokietów z kapusty i mięska. Jednak do 17 coś trzeba przekąsić ( Marek kończy o tej godzinie) coś ,czyli zupę ,a najlepiej szybką zupę. Z torebki to nikt u mnie nie ruszy nawet kijem ,czyli zostaje chińska z kukurydzy. Wyniesiona na języku z najprawdziwszej chińskiej restauracji i przywieziona do Polski. Jedyną modyfikacja jest to ,że zamiast soli, dodaję vegetę. Jak jej nie dodacie, to kolorystycznie zupa wychodzi brejowata , ale jak kto woli. Proponuję spróbować.  Pierwszy raz z taką zupą jest dziwny , drugi smaczny , a o trzeci to już się wszyscy sami upominają :) Mam nadzieje, że Wam też posmakuje. Jak dotąd  " reklamacji " nie było :)



      Chińska zupa z kukurydzy.( no przecież ,że męska )




    1   pierś z kurczaka (może być produkt zamienny w postaci udka bez skóry np. )
    2   puszki kukurydzy słodkiej
    2   łyżeczki vegety
    2   czuuuubate łyżeczki mąki ziemniaczanej
        woda :P


   Cycka wrzucamy do garnka z wodą i vegetą żeby się ugotował.


Miseczka C

Z dodatkami


Vegeta od Rafała bez glutaminianu

Wody średnio - mało, czyli tyle żeby mięsko się dokładnie przykryło. Wrzucamy do melaksera albo tego typu urządzenia kukurydzę razem z wodą




 i bzykamy ją ze 3 razy .... kumacie... bzy... bzy... bzy... i koniec bo papka wyjdzie.




Papka i tak wyszła ,ale trafiają się w niej pojedyncze całe ziarna kukurydzy i tak właśnie ma być . Odławiamy mięsko i kroimy w kostkę na drobno.




Do wody po mięsku wrzucamy kukurydzę i niech się gotuje w czasie kiedy kroimy mięsko. Wrzucamy mięsko i w kubeczku rozrabiamy mąkę z wodą tak żeby wyszło z pół kubka płynu .




 Dolewamy szklankę wody do garnka z paćką i wlewamy mączny zagęszczacz . Zmniejszamy ogień i mieszamy cały czas, aż się zagotuję, bo inaczej gluty wam wyjdą nie zupa :P. Powinno Wam wyjść coś, co w konsystencji przypomina średnio gęsty kisiel. Sprawdzamy łychą czy działa i wtranżalamy. Smacznego , znaczy chyba .


Może nie wygląda, ale za to jak smakuje :) 
   
 

 

czwartek, 15 października 2015

Obiecanki cacanki - pasta z tuńczyka dla pana P....tak, tego z banku

   Obiecałam ,że dam przepis dla typowego faceta więc daję. Wiem ,że pasta to makaron po włosku , ale nazwa mi kiedyś podpasowała i makaron z tuńczykiem, to inne danie, więc przetłumaczyłam częściowo co usłyszałam i tak zostało.... Robi się szybko, tanio i co najważniejsze z rzeczy, które zawiera typowa lodówka faceta czyli puszek :P Danie wychodzi popisowe i jest prawdziwie włoskie. Dodatkowo  można zrobić wersję lajt dla cierpiących na diety :D. Ja prywatnie polecam .


    Pasta z tuńczyka.



  1   cebula
  1   ząbek czosnku
  1   puszka !!!!!!  tuńczyka ( ja preferuję w oleju )
  2-3 kopiaste łyżki koncentratu pomidorowego
  1   łyżka natki pietruszki
  1   łyżka oleju
  1   szklanka wody
       sól , pieprz lub vegeta
   parmezan zwany śmierdzielem,  o ile ktoś go lubi
   świeża bazylia
  1    paczka makaronu  penne ( ugotowanego)


     Jak zwykle w przypadku kuchni włoskiej lecimy z cebulą




 i czosnkiem.



 Jak  się zeszklą i obsmażą to dorzucamy koncentrat  i wlewamy wodę .




Wyjdzie coś w rodzaju ketchupu z cebulą.




Trzeba to pogotować troszkę i dorzucić ( po 10 minutach ) puszkę !!!!!!




Zamieszać, postawić na malutkim ogniu i zapomnieć na jakieś pół godziny.




 Po tym czasie, zamieszać i jak trzeba znowu dolać wody i znowu zapomnieć na pół godziny .... Teraz sypiemy sól albo coś podobnego, mieszamy  i  na chwilkę przed podaniem dorzucamy pietruszkę i jusz.




Siem  zrobiło i jeszcze na dokładkę jest jadalne . Dziwne prawda ? Teraz wrzucamy makaron  .... mieszamy i .... podajemy w czym kto ma ...




       Teraz ważne podaję - piszę ..... Po 1 ... nie kupujcie całego tuńczyka, bo  i tak się rozleci w czasie gotowania i wyjdzie paćka . Po 2.... na całe życie se zapamientajta -  nie mieszamy metalową łyżką w tego typu sosach ,bo pomidory wychodzą bardzo kwaśne, a to sos ma być nie kwaśnica .  Po  3 .... darujcie sobie udoskonalenia w postaci - dorzucę pomidory z puszki ,albo żywe , to będzie lepsze.... nie będzie o dziwo ,a macie dodatkową robotę ( przerobiłam to już na wiele sposobów). Koniec pieśni .

wtorek, 13 października 2015

Dyńka ,czyli jak z dyńki nie dostać.

    Chelołyn  się zbliża, więc rozpoczęło się, jak co roku dyniowe szaleństwo. Wszystko cacy ,bo święto fajne i dla dzieci i dla dorosłych , ale co zrobić z tym , co po "święcie" zostanie ? Dekoracja jak marzenie , a jak świeci w nocy to normalnie  cudo , ale potem wyrzucić szkoda ,a z jedzeniem jest różnie. Ja  to też przerabiałam. Mamo kup !!!Niby wszyscy wiedzą co to zupa dyniowa ,ale jakoś za mało przekonująco  brzmi sama nazwa ,żeby ja zrobić ,a co dopiero zjeść . Postanowiłam robić za królika doświadczalnego i sprawdziłam jak ta zupa działa i ...  no kwestia gustu. Jeżeli ktoś lubi zupy krem to na pewno w tej się zakocha i to dosłownie. Szybko i prosto się robi i do tego świetnie smakuje. Zuza jej nie trawi ,a Marek sam cały gar opakuje i o dokładkę poprosi. Sami spróbujcie i oceńcie , ja tylko przepis daję  ( zupę pożarłam , ale dolewki nie było , bo Marek zeżarł ).


    Dyńka- zupa z dyni.




   1/4   dyni
     1    cebula
     1    ząbek czosnku
           olej
           sól
           pieprz
          curry
          śmietana ( veganom  polecam śmietankę sojową lub kokosową )
          grzanki lub nasiona z dyni albo inne coś :)


      Kroimy cebulkę w kostkę




i wrzucamy na patelnię z olejem lub do garnka. Czekamy aż  się zeszkli i zacznie się lekko rumienić na brzegach , wtedy dorzucamy pokrojony z grubsza czosnek




 i smażymy chwilkę. W tym czasie kroimy na kawałki dynię i wrzucamy na patelnię.




Podlewamy wszystko wodą , lekko solimy i przykrywamy pokrywką , żeby się szybciej udusiło- ugotowało.



Jak się już upartoli to czekamy żeby przestygło i miksujemy na krem , jak za gęste to podlejcie wodą.




 Zmiksowane ??? To wlewamy do garnka i gotujemy . Doprawiamy czym podleci i gotowe. Istnieje duże prawdopodobieństwo ,że dynia po gotowaniu wyblaknie , a przecież chcieliście mieć cudny żółciutki krem , szybka piłka - sypiemy troszkę kurkumy i już jest żółto w garze :D Podawać można ze wszystkim ; grzankami , nasionami dyni , słonecznika ,a nawet wysmażonym na chrupko boczkiem. Sami dobierzcie dodatki. Na koniec wlejcie do zupki łyżkę śmietanki i posypcie szczyptą curry. Może nie każdemu będzie smakowała ,ale na pewno rozgrzewa i jest bardzo elegancka :)




Smacznego !!!!